Legenda Smoczego Amuletu

Bardzo dawno temu, w niewielkim miasteczku Erelise, otoczonym pięknymi górami i lasami, mieszkał stary szewc imieniem Henryk razem ze swoim synem. Henryk to prosty, ale dobroduszny człowiek. Bardzo kochał swoje dziecko i miasteczko, w którym mieszkał odkąd się urodził. Jednak życie mieszkańców Erelise nie było takie wesołe i spokojne, jak mogłoby się to wydawać. Kupcy i podróżnicy przybywali tutaj tylko z naprawdę ważną sprawą, ponieważ nie chcieli narażać się na niebezpieczeństwo, które bez przerwy czyhało na przyjezdnych i mieszkańców miasteczka. Chcecie wiedzieć, co to za niebezpieczeństwo? Otóż w okolicznych górach znajdowała się ogromna jama równie ogromnego smoka. Według legend i opowieści starców smok zamieszkiwał te okolice już od ponad stu lat. Potwór stanowił prawdziwe zagrożenie, ponieważ co parę miesięcy porywał kogoś, aby go pożreć lub kradł złoto, klejnoty i inne kosztowności, aby zgromadzić je w swojej jaskini. Wielu zuchwałych młodzieńców próbowało pokonać straszliwą bestię, jednak żaden z nich nie wrócił do domu. Wszyscy ze strachem czekali na następny atak smoka, który miał jednak odbyć się zupełnie inaczej…

***

Pewnego ranka Henryka obudziły głośne krzyki i zapach palącego się drewna. Mężczyzna zerwał się z łóżka i wyjrzał przez okno. To, co ujrzał, sprawiło, że jego serce zaczęło bić szybciej, a twarz stała się blada jak ściana. Erelise było płonącą ruiną. Ludzie krzyczeli i uciekali w popłochu, próbując ratować życie swoje i bliskich. Miasto było pustoszone przez straszliwego smoka. Ciemnozielona, przynajmniej dziesięciometrowa bestia miażdżyła budynki i ziała wściekle ogniem ukazując ogromne kły zdolne rozerwać człowieka na strzępy.

- Ojcze! – syn szewca wpadł do pokoju z wyrazem paniki na twarzy – Ojcze, miasto stoi w płomieniach! Nasz dom niedługo też się zapali! Nie ma czasu, musimy uciekać!

Henryk nie był w stanie wymówić ani słowa, więc tylko skinął głową i wybiegł pospiesznie z pokoju, obejmując syna. Gdy znaleźli się na zewnątrz, szybko schowali się za skałami, unikając zabójczych płomieni. Atak smoka trwał jeszcze okropnie długie i przerażające parę minut, po czym bestia odleciała ze skradzionymi kosztownościami. Szewc i jego syn ostrożnie opuścili kryjówkę i rozejrzeli się po zniszczonym miasteczku. Kiedy Henryk zobaczył jego ukochane Erelise – zrujnowane i całe w płomieniach oraz dom w ruinie, opanował go niespodziewany gniew. Smok zniszczył wszystko, co było dla niego cenne. Jego cały dobytek, miasto, w którym spędził swoje życie. Tyle ludzi zginęło tylko po to, aby potwór mógł ukraść parę błyskotek. Henryk zacisnął ręce w pięści. Pod wpływem nagłego impulsu, nie zważając na krzyki i protesty syna, chwycił porzucony na ziemi miecz i ruszył w kierunku jaskini smoka. Niektórzy uznaliby to za czystą głupotę, jednak Henryk na to nie zważał. W tej chwili kierował nim tylko gniew i żądza zemsty za wszystkie lata nękania mieszkańców. Gdy dotarł na miejsce i zajrzał między skały, odkrył, że smocza jama była pusta, więc pomyślał, że potwór pewnie udał się nad pobliskie jezioro, aby zaspokoić pragnienie. Szewc wbiegł do gigantycznej jaskini, cudem nie potykając się na stosie złota, klejnotów i ludzkich kości. Schował się w głębi jamy i czekał na nadejście bestii. Gdy usłyszał głośny oddech i trzask łamanych gałęzi, jego serce zaczęło bić szybciej niż kiedykolwiek. Smok powoli wszedł do swojej jamy i ułożył się wygodnie na kosztownościach. „Teraz!” – pomyślał Henryk. Smok zajęty oglądaniem najnowszych znalezisk nie spodziewał się ataku. Szewc wyskoczył z kryjówki i wbił miecz w tylną nogę potwora. Bestia zawyła z bólu i odwróciła się, ziejąc ogniem. Henryk w ostatniej chwili uniknął płomieni, przeskakując nad masywnym ogonem pokrytym kolcami. Zranił kolejną kończynę potwora, co bardziej go rozzłościło, ale na pewno spowolniło. Teraz zamachnął się mieczem, celując w bok jaszczura i udało mu się pozostawić okropną ranę. Smok próbował uderzyć go ogonem, a gdy to nie poskutkowało, odwrócił wielki łeb w jego stronę i ponownie zionął ogniem. Henrykowi jednak udało się wspiąć na wyższą skałę, zanim dosięgnęły go płomienie. Uniósł miecz nad głowę i przygotował się do skoku, aby zadać ostateczny cios. Wtedy jednak stało się coś niezwykłego. Jakieś niewyjaśnione uczucie powstrzymało go przed zabiciem bestii. Powstrzymało go przed czymś, co uczyniłoby go bohaterem. Zawahał się. Spojrzał w bursztynowe oczy smoka. Kryła się w nich jakaś głębia i niezwykła inteligencja. Opuścił miecz i rzucił go na skałę. Nie mógł zabić tak niesamowitej istoty. Smok spojrzał na niego z ciekawością. „A co, jeśli teraz mnie pożre?” – przeleciało Henrykowi przez myśl. Potwór zrobił jednak coś zupełnie innego. Odwrócił się do niego bokiem, pokazując na krwawiącą ranę. Henryk wiedział dokładnie, co ma zrobić. Zeskoczył ze skały i podbiegł do smoka. Urwał kawałek swojej koszuli i przyłożył do rany, starając się oczyścić ją z krwi. Opatrzył wszystkie rany, które sam wcześniej zadał, najlepiej jak potrafił. Nie odczuwał strachu, wiedział, że potwór go nie zaatakuje. Gdy skończył, smok spojrzał mu z wdzięcznością głęboko w oczy. Wygrzebał ogromnym pazurem ze stosu złota piękny kamień na skórzanym sznurku i podał mu go bardzo delikatnie. Henryk jakby w myślach usłyszał głęboki głos:

- Dziękuję ci, człowieku. Wykazałeś się wielką odwagą, ale też szlachetnością, dlatego zostawię twoje miasteczko w spokoju, jeśli ci na tym zależy. Każdy błąd da się naprawić i to właśnie postaram się zrobić. Ten kamień to Smoczy Amulet. Będzie cię chronił.

Mężczyzna przyjął amulet i powiesił go na szyi.

- Dziękuję i tobie, smoku. Będę o wiele spokojniejszy, wiedząc, że moja rodzina i przyjaciele są bezpieczni.

Smok mrugnął i położył się.

- Wejdź na mój grzbiet, dzielny człowieku. Zabiorę cię na przejażdżkę.

Henryk, nie wierząc, że to wszystko naprawdę się dzieje, wspiął się na grzbiet smoka i mocno chwycił go za szyję. Stworzenie wyszło z jaskini i wzbiło się w powietrze. Zwykły szewc czuł się niesamowicie latając na grzbiecie najprawdziwszego smoka. Oglądał niezwykłe krajobrazy i rozkoszował się chwilą. W końcu delikatne kołysanie i łopot skrzydeł uśpiły Henryka, który zasnął z uśmiechem na ustach.

***

Mężczyzna powoli otworzył oczy i przeciągnął się. Był w swoim własnym pokoju, a za oknem obok łóżka ujrzał Erelise. Wszystkie budynki były na swoim miejscu, na głównym rynku wesoło tryskała fontanna, a kupcy ochoczo zachęcali przechodzących obok ludzi do kupna ich produktów. Powietrze wpadające przez otwarte okno było przepełnione wonią kwiatów, pieczywa i przypraw sprzedawanych na targu. Henryk odetchnął głęboko, uśmiechając się do siebie.

- Ha! Czyli to jednak był sen. Zabawne! Śniło mi się, że zaprzyjaźniłem się ze smokiem! Cóż za nonsens! – powiedział na głos.

Po chwili jednak poczuł, że mu niewygodnie. Wstał więc, żeby zobaczyć, co uwierało go w plecy i nie mógł uwierzyć własnym oczom. Przetarł je i spojrzał jeszcze raz, jednak nic się nie zmieniło. Na jego pościeli, lśniąc w porannym słońcu, leżał najprawdziwszy Smoczy Amulet.
Selen

Komentarze

Popularne posty